Dziś o "narkotykach" na ADHD, czyli lekach pierwszego rzutu. Gdy diagnozuję ludzi, szczególnie dzieciaki, najwięcej wątpliwości pojawia się co do farmakoterapii ADHD. Za prof. Barkley'em - bo popieram jego wypowiedź - każda, zdiagnozowana osoba co najmniej raz w życiu zasłuży na leki. Użyłam słowa "zasłuży", bo to naprawdę znakomite dobro dla większości osób.
Mówi się, że ogień ogniem trzeba zwalczać (zabrzmiałam jak Yoda ale sądzę, że Yoda ma autyzm, hehe), czyli w ADHD nadmierne pobudzenie leczymy... stymulantami. Stymulanty zwiększają aktywność układu nerwowego, prawdopodobnie wzmacniając siłę sygnałów, które w nim krążą, ale też regulują wychwyt zwrotny ważnych dla nas neurotransmiterów - np. dopaminy i noradrenaliny.
Dopamina to taki neurotransmiter, który odpowiada za uczucie "wizji sukcesu". Jeśli wyobrazimy sobie, że robimy jakąś aktywność i dochodzi do nas, że to może się udać - to właśnie czujemy działanie dopaminy. I nie, dopamina nie jest "hormonem szczęścia", za uczucie szczęścia odpowiada kombinacja innych neurotransmiterów, w tym serotoniny . Neurotransmitery działają w taki sposób, że "pływają" sobie w przestrzeniach między synapsami (synapsa to połączenie między neuronami, jedna drugiej nie dotyka właśnie po to, żeby neurotransmitery mogły się tam "poruszać") i "przyklejają" się do receptorów, czyli "odbiorników" w tejże synapsie. Jak zrobią robotę, czyli pobudzą receptor do wysłania sygnału wzdłuż neuronu, to odklejają się, przychodzi swego rodzaju "odkurzacz" i "sprząta" użyty już neurotransmiter, żeby w połączeniu neuronów nie zrobił się śmietnik i żeby ten neurotransmiter nie przyczepiał się do receptorów ponownie, bez kontroli. To jest właśnie ten wychwyt zwrotny, który jest hamowany przez leki - antydepresyjne, na ADHD, ale też przez substancje psychoaktywne, np. właśnie psychostymulanty.
Uważa się, że w ADHD produkujemy nadmierne ilości dopaminy i przez to jesteśmy tacy pobudzeni, natomiast z powodu tej nadmiernej produkcji nasz organizm wypracował sobie stanowczo zbyt skutecznie działający mechanizm wychwytu zwrotnego tego neurotransmitera, powodujący finalnie jej niedobór, a co za tym idzie trudności w koncentracji i motywacji (wszak za to ona odpowiada między innymi) więc to, co nam pomaga to właśnie bloker takiego wychwytu.
W Polsce dostępną obecnie mamy jedną substancję na receptę na ADHD i jest to metylofenidat. Znajdziecie go w pigułce lub kapsułce leku o nazwie Medikinet - i tu mamy szeroki wybór dawek, od 5mg, przez 10, 20, 30, 40 do 60mg w jednej kapsułce o przedłużonym uwalnianiu (zapewnia nam wsparcie przez ok 6-8h). Konstrukcja leku jest sprytna, mamy w kapsułce dwa rodzaje granulek z lekiem - jedne uwalniają lek od razu, a drugie dopiero po 4h - dzięki temu dwa razy czujemy wzrost pobudzenia i koncentracji, możemy też kapsułkę sobie otworzyć i lek wsypać np do jogurtu a następnie to zjeść, gdyby ktoś miał problem z połknięciem, nie zmieni to sposobu uwalniania. Mamy też wersję o szybkim uwalnianiu, zdaje się że w dawce 5, 10 i 20mg (nie jestem pewna, czy 20mg to maksymalna dawka w jednym dropsie), ale te tabletki jeszcze można dzielić, można nimi "dobijać" wersję o przedłużonym uwalnianiu, gdyby nasz dzień okazał się być dłuższy . Mamy też lek Concerta, tutaj sposób uwalniania jest wyłącznie przedłużony, zapewnia nam wsparcie na 6-12h (w zależności od tego, jaki kto ma metabolizm), a tabletka jest tak sprytnie skonstruowana, że proces uwalniania jest bardzo jednostajny. Tej tabletki nie można dzielić, niestety mamy dostępne tylko dwie dawki - żółtą 18mg i białą 36mg. To utrudnia "miareczkowanie", dla mnie np 18 to za mało, a 36 to za dużo, ale i tak da się żyć . Dawka dobowa metylofenidatu, której nie powinniśmy przekraczać to 80mg niezależnie od masy ciała, natomiast zwykle maksymalną dawką jest 1mg/kg macy ciała (do granicy tych 80mg). W ulotce przeczytacie, że skutków ubocznych może być multum i jest to prawda - sama miałam niektóre. Od braku apetytu, po pocenie się, wzrost pobudzenia, napady lęku, tachykardię (wzrost tętna) i zaburzenia snu. Przeczytacie, że lek nie nadaje się do stosowania w zaburzeniach rytmu serca, że efektem stosowania może być nawet zgon z powodu nagłej śmierci tego mięśnia. To może straszyć. Ulotka jest jednak tak zwanym "dupochronem", na ibuprofenie przeczytacie również niestworzone historie, tylko niewiele osób się nad tym zmóżdża, bo to nie psychotrop, lek jest popularny, a uwierzcie mi - można od niego umrzeć. Ja jestem pacjentem kardiologicznym i biorę metylofenidat w osłonie leków przeciwarytmicznych i przeciwko nadciśnieniu tętniczemu. Ciekawostką jest to, że po metylofenidacie rytm mojego serca się uspokaja, ciśnienie spada. Przypadek? Nie sądzę. Metylofenidat przez swoje cudowne działanie powoduje, że obniża mi się poziom lęku np. o to, że nie zdążę z czymś. Pozwala mi sie zmotywować do zadań trudnych, nieciekawych, powodując, że mam je z głowy i w ten sposób usuwa potencjalny stan depresyjny. Zmniejsza poziom frustracji z powodu drobnych błędów, które muszę poprawiać (ostatnio nie brałam i wszyscy pracownicy Neuroverse i niektórzy pacjenci świadkiem tych błędów, np. w umowach czy formularzach zgód, hehe, praca ze mną bez Concerty to koszmar, bez kitu). Więcej szkodzi mi wiec na serce życie z ADHD, niż psychostymulanty .
A co do naszych dzieciaków - czy warto im dawać ten lek? Jeśli lekarz tak zdecydował, to ze wszechmiar warto! Takie cięższe skutki uboczne są naprawdę dość rzadkie, zwykle przejściowe i jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś umarł od terapeutycznego zażycia. Do tego lek totalnie przestaje działać, gdy kończy się jego uwalnianie - organizm nie wysyca się i nie ma konieczności powolnego schodzenia z dawek, wiec osoba biorąca go nie jest jego "więźniem". Nie ma w zasadzie żadnych skutków odstawiennych. A obawa przed uzależnieniem - jeden z popularniejszych, polskich lekarzy psychiatrów obdzwaniał swego czasu placówki odwykowe i NIKT tam nie trafia z powodu uzależnienia od metylofenidatu. Mało tego! Osobom z ADHD metylofenidat pomaga wyjść z uzależnień, które często okazują się nie być wcale lekiem na zło świata, tylko poszukiwaniem rozwiązania, szukaniem "unormatywnienia". No i... jakże moglibyśmy uzależnić się od leku, którego zapominamy brać? :)
Kommentare