top of page
Zdjęcie autoraZuzanna Gawor-Kotkowska

Jak wygląda autystyczny meltdown i co robić?


Okey, pragnienie wyraziliście, żeby poczytać o tym, czym jest autystyczny meltdown, to tu o tym będzie! Otóż meltdown jest to intensywna reakcja organizmu na przeciążenie sensoryczne bądź emocjonalne. Ja większość życia myślałam, że mam ataki paniki (tak mi też mówił psychiatra), tymczasem były to właśnie "melty". W trakcie takiego meltdownu dochodzi do takiego "rozłączenia" zachowania i emocji od racjonalnej kontroli. Osoba doświadczająca go właściwie nie ma już wpływu na jego przebieg, nie kontroluje tego, co robi, co myśli, jest jedynie "pasażerem" swojego ciała i emocji. Uwierzcie mi, że uczucie jest straszne, jest to horror. W trakcie meltdownu człowiek, homo sapiens sapiens może się zachowywać jak dzikie zwierzę walczące o byt. Jak człowiek, który tonie i próbuje złapać oddech. Zachowanie może być agresywne albo autoagresywne - tak, możemy sobie robić krzywdę totalnie bez intencji krzywdzenia się, ciało po prostu samo się miota. Możemy nawet nie czuć że to, co robimy - np walenie pięścią w ścianę powoduje obrażenia.


Co dzieje się wtedy z neurotransmiterami? Nie wiemy, ale powstaje w naszych mózgach niezły zajzajer, który jednak zanim wybuchnie, jest podsycany i jest... przewidywalny. Nie jest to atak paniki. Atak paniki jest zwykle stosunkowo krótkotrwały - od kilku minut do 2h, natomiast meltdown może trwać kilka godzin. Kilka godzin krzyku, samookaleczania się, zachowania niczym "Diabeł Tasmański" - tego też w napadzie paniki nie ma. Napady paniki zwykle przychodzą nagle, meltdown poprzedza tak zwany "rumble stage" czyli "małe kamyczki przed lawiną". W napadzie paniki też często dążymy do szukania pomocy, wydaje nam się, że coś dzieje się z naszym zdrowiem, dzwonimy do lekarza, a nawet po karetkę - pierwszy napad paniki to musi być masakra w moim wyobrażeniu - podobno jest to wrażenie zawału serca. W meltdownie raczej nie mamy takiego kontaktu z ciałem, dążymy do izolacji, do możliwości wykonywania zachowań rutynowych, robienia rzeczy "po swojemu", odłączenia się od bodźców. Wszystko, co będzie temu na przeciw - czyli próba dotyku, włączanie światła, hałas, zabranianie zrobienia czegoś po swojemu, próba nawiązania kontaktu może pogłębiać stan meltdownu.


Rumble stage

Co do samego rumble stage, to jest to "zwiastun" i on może trwać wiele dni, ale intensywność zachowań w tym "etapie" będzie wzrastać wraz z przybliżaniem się do momentu meltdownu. W tym stanie możemy się spodziewać obfitego stimmowania (czyli ruchów stereotypowych, tak chętnie "wygaszanych" przez terapeutów i otoczenie jako dziwactwa) - bujanie, huśtanie, dreptanie, kręcenie się w kółko, pocieranie jakichś części ciała, obgryzanie czegoś w ustach, wydawanie różnych dźwięków - to może być cokolwiek, ale będzie tego dużo. Możemy się też spodziewać nacisku na zachowania rutynowe - żeby wszystko szło zgodnie z planem, po "swojemu", ale to może też być fiksacja na jakiejś potrawie, czyli np. jedzenie na okrągło tylko ziemniaków. Coraz więcej zasobów uwagi "marnuje" się na walkę z przeciążeniem. Nawet ton głosu może się zmieniać, osoba może być bardziej zirytowana, jednocześnie szukając bezpieczeństwa - dopytując otoczenie ciągle, czy jest bezpieczna, kochana, czy może robić to, co chce. W tym stanie jeszcze możemy UCHRONIĆ siebie/osobę, której chcemy pomóc przed meltdownem poprzez zidentyfikowanie triggera - tak zwanego "spustu" sytuacji zapalnej. I tak, jak wyżej pisałam - triggerem mogą być bodźce sensoryczne i emocjonalne. Możemy więcej (celowo) stimmować/zachęcać do jeszcze większego stimmowania, szukać bezpieczeństwa i komfortu dla siebie/zapewniać, że osoba jest bezpieczna, odizolować się możliwie od bodźców, zaangażować CELOWO w zachowanie rutynowe, finalnie wyciszyć układ nerwowy ćwiczeniem ciała - np. treningiem Knillów (dostępny na YT) - polecam dla malych dzieci, jogą lub ćwiczeniami oddechowymi. W ten sposób jest spora szansa na uniknięcie metldownu.


Co robić?

W samym meltdownie niewiele możemy zrobić, to jest jak bomba atomowa, reakcja łańcuchowa. Możemy wcześniej poinformować otoczenie, co ono może zrobić, aby nam pomóc. Najważniejsze jest to, aby zadbać o swoje/osoby bezpieczeństwo w taki sposób, aby zrobienie sobie krzywdy przez osobę w meltdownie było niemożliwe lub taka możliwość była mocno ograniczona. Możemy jeszcze próbować angażować osobę w zachowanie rutynowe, stimmowanie (np. mocne, obfite, monotonne bujanie), odizolować osobę od bodźców. Możemy też zaproponować docisk klatki piersiowej - to ma szansę uspokoić układ nerwowy, jednak nigdy nie wolno nam robić tego wbrew woli osoby, nie na siłę! "Holding", czyli technika stosowana przede wszystkim w terapiach behawioralnych po przestymulowaniu pacjenta celem "odczulenia" go na jakieś bodźce, których nie cierpi lub po zmuszeniu go do posłuszeństwa jest techniką przemocową, niedopuszczalną i krzywdzącą! Najlepiej podać osobie po prostu kołdrę obciążeniową lub położyć jej coś cięższego na mostku, o ile osoba nie rusza się mocno.


Na koniec - pamiętajcie proszę, i Wy, autyści, i otoczenie autystów, że stan meltdownu jest wynikiem nieziemskiego cierpienia i niemożliwości poradzenia sobie z tym cierpieniem. Jest to przerażające przeżycie, po którym mamy ogromne poczucie winy, czujemy wstyd i nie tylko samo przeżycie meltdownu jest dramatyczne, ale jeszcze to, co się w nas dzieje po nim. Zwykle jesteśmy wtedy też bardzo zmęczeni, chce nam się bardzo spać, na meltdown zużywamy strasznie dużo kalorii.

To nie nasza wina, że tak przeżywamy przeciążenie. Osoby normatywne też mają meltdowny w stanie skrajnego przeciążenia. Po prostu dla nas skrajne przeciążenie wynika z czegoś innego, niestety - łatwiejszego do "osiągnięcia" w normatywnym świecie.


Trzymajcie się tam.

1477 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page